Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Yacek z miasteczka Poczesna. Mam przejechane 40487.54 kilometrów w tym 13503.70 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.94 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 142558 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Yacek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Ze zdjęciami

Dystans całkowity:35495.60 km (w terenie 10919.46 km; 30.76%)
Czas w ruchu:1977:17
Średnia prędkość:17.97 km/h
Maksymalna prędkość:71.70 km/h
Suma podjazdów:137582 m
Liczba aktywności:339
Średnio na aktywność:107.24 km i 5h 52m
Więcej statystyk
  • DST 115.83km
  • Teren 60.00km
  • Czas 07:03
  • VAVG 16.43km/h
  • VMAX 40.70km/h
  • Podjazdy 749m
  • Sprzęt Author Basic 2004
  • Aktywność Jazda na rowerze

Warmia - Suwalszczyzna - Mazury w 9 dni

Środa, 28 lipca 2010 · dodano: 05.08.2010 | Komentarze 2

Warmia - Suwalszczyzna - Mazury

Dzień trzeci

Dzisiaj podobnie jak poprzednio dużo jazdy terenowej, której towarzyszyły przepiękne krajobrazy. Znowu wiele kilometrów zrobionych po typowej PGR-owskiej trylince, wśród pól obsianych pszenicą i owsem. Cały obszar jaki przejechałem do Gołdapi to tereny popegeerowskie z charakterystyczną dla nich zabudową i najczęściej rozwalającymi się budynkami gospodarczymi.
Na trasę ruszam później niż zwykle bo około 9-tej. Niebo zachmurzone, zanosi się na deszcz. Z czasem jednak robi się coraz cieplej, niebo błękitnieje. I tak jest do końca dnia. Z Gui jadę na Dąbrówkę i Biedaszki. Asfalt bardzo dobrej jakości. Za Biedaszkami jest już gorzej. W Perłach na wzniesieniu stary cmentarz. Miałem stamtąd jechać do Olszewa Węgorzewskiego ale widok bruku skutecznie mnie zniechęcił. Jadę więc drogą krajową do Klimek. Ruch żaden. Na przestrzeni 3 km minęły mnie raptem 2 samochody. W Klimkach zaczęła się kapitalna droga szutrowa, najprawdopodobniej biegnąca dawnym nasypem kolejowym. W Pochwałkach miałem do wyboru trylinkę albo bruk. Wybrałem bruk. Nie mam pojęcia dlaczego bo fragmentami było tragicznie. Ale za to gdy wyjechałem na asfalt byłem usatysfakcjonowany tym, co zobaczyłem. Wąsko, po obu stronach drogi potężne dęby, ruchu żadnego a z boku jezioro. Potem znowu trylinka i bruk do Mieduniszek Wielkich. Jest tam zrujnowany pałac (nic szczególnego). Wreszcie fajną szutrówką do Rapy, gdzie znajduje się słynna, mazurska piramida. Po drodze mostek w kiepskim stanie. Jeśli nie zostanie naprawiony to za rok, dwa do Rapy trzeba będzie jechać przez Mieduniszki Małe a to już kilka kilometrów po bruku. W Rapie podjechałem sobie do granicy a dopiero potem pod piramidę. Jak powiedziała mi pani sprzedająca tam miód przed tygodniem zakończył się remont. Piramida prezentuje się ciekawie. W Rapie zaczął się też asfalt, którym dojechałem do wsi Jagiele. Potem szutrem wśród pięknych krajobrazów przez Obszarniki i Użbale do wsi Mażucie. W Użbalach znajduje się ciekawe rondo. Potem już asfaltem do Gołdapi. Jest tam pięknie odnowiona wieża ciśnień - obecnie punkt widokowy. Uznałem jednak że 10 zł to za dużo za pooglądanie Gołdapi z góry. Dalej drogą nr 651 jadę w kierunku Żytkiejm. W Botkunach przy drodze jest info o wiaduktach. Jadę więc lasem i o mały włos bym ich nie przegapił. Interesujące to o tyle, że po jednym z nich wiedzie moja ścieżka. Na asfalt wyjeżdżam ponownie w Galwieciach. W Pluszkiejmach skręcam do wsi Budwiecie. Przy leśniczówce asfalt się kończy a ja wjeżdżam do Puszczy Rominckiej. Jedzie się super. Wspaniały las i przyzwoite ścieżki robią wrażenie. Żałuję że nie mam więcej czasu bo na lekko można zobaczyć więcej i wjechać tam gdzie z sakwami się nie da. Po wyjeździe na asfalt dojeżdżam do Żytkiejm, gdzie nocuję w Domu Polonii. Same Żytkiejmy to mała mieścinka bez specjalnych atrakcji. Znajduje się tu dyrekcja Parku Krajobrazowego Puszczy Rominckiej.




Rondo im. Bohaterów PGR-ów w Użbalach © Yacek


Wieża ciśnień w Gołdapi - punkt widokowy © Yacek


Po bruku © Yacek


Mazurska piramida © Yacek


Mostek może się wkrótce rozpaść © Yacek


Śliczne nieprawdaż? © Yacek


Panorama © Yacek


Panorama 2 © Yacek


Panorama 3 © Yacek


Rozlewisko w Puszczy Rominckiej © Yacek


Panorama 4 © Yacek


Okolice Gołdapi © Yacek


Tu działają bobry © Yacek


Koło Żytkiejm © Yacek




  • DST 131.55km
  • Teren 100.00km
  • Czas 07:29
  • VAVG 17.58km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Podjazdy 643m
  • Sprzęt Author Basic 2004
  • Aktywność Jazda na rowerze

Warmia - Suwalszczyzna - Mazury w 9 dni

Wtorek, 27 lipca 2010 · dodano: 05.08.2010 | Komentarze 1

Warmia - Suwalszczyzna - Mazury

Dzień drugi

Rano budzę się niewyspany. Na drodze mokro (kałuże) bo w nocy padało. Dało mi to do myślenia bo dzisiaj, podobnie jak wczoraj, czekało mnie dużo jazdy terenowej. O siódmej opuszczam świetlicę w Kiwajnach i pół godziny później ruszam na trasę. Najpierw 2 km asfaltem do Galin. Teraz do lasu bardzo błotnistą drogą. Kałuże takie że zastanawiam się czy nie zdjąć butów. Z czasem robi się jednak lepiej. Początkowo fajne widoki zastępuje las. Pojawiają się też czaple i żurawie. Leśną dróżką jedzie się ciężko, jest dużo luźnego kamienia a od czasu do czasu bruk. W Sigajnach wyjeżdżam na dobrą, betonową drogę, która po kilometrze przechodzi w kiepski asfalt, ale generalnie nie jest źle. Jak do tej pory ruchu samochodowego zero. W Toprzynach wyjeżdżam na chwilę na drogę nr 511. Oczywiście bez samochodów. Potem drogą z betonowych płyt przez pola. Płyty po jakimś czasie znikają a ja wśród pól i sporego błota docieram do poprzecznej, piaszczystej drogi. Jadę w lewo i po chwili jestem w ... kopalni pasku. Na szczęście napotkany jegomość pozwala przejechać. Droga z płyt betonowych pokryta piaskiem nie jest tym za czym przepadają obciążeni sakwami rowerzyści ale skoro nie ma innego wyjścia... Na dodatek w Pierselach zaczęła się moja przygoda z trylinką. Po niej właśnie dojeżdżam do drogi nr 51. Tu miałem jechać ku granicy ale że w żadnej z mijanych miejscowości nie było (bądź był zamknięty) sklepu zdecydowałem się jechać do Bezledów licząc na to, że że w tej sporej przecież miejscowości sklep się znajdzie. Na szczęście był. Zrobiłem zakupy, wrzuciłem też coś na ząb i pojechałem dalej bardzo przyjemnymi i widokowymi drogami przez Głomno i Basze do wsi Łapkiejmy. Za Bezledami zaczyna też kropić więc siadam na przystankach żeby przeczekać. Deszcz na szczęście ustaje więc jadę dalej. Wokół jednak ciemnie chmury. 512 - tką jadę do Szczurkowa położonego tuż przy granicy. Prowadzi tam droga wyłożona drobną kostką granitową. Dojeżdżam do szlabanu granicznego (za nim metalowy płot) i z powrotem. Potem jadę wąskim asfaltem, raz lepszym, raz gorszym, częściowo tuż przy granicy do Ostrego Barda. Tu pytam o możliwość pokonania Łyny. Podobno w Stopkach jest prom. Kieruję się więc na Sępopol. W Stopkach owszem, prom jest ale jest to rodzaj katamaranu a gość nie pływa (a raczej pływa ale głównie na rosyjską stronę). Zresztą swego czasu był tam most ale zabrała go kra i teraz żeby pokonać Łynę (a to spora rzeka) trzeba jechać do Sępopola. Tak też robię. Jest to ładne miasteczka z potężnym kościołem. Potem znowu dobry asfalt aż do wsi Gierkiny. Tu się okazuje że żeby dojechać do Dobrzykowa trzeba wrócić kilka kilometrów. Nie mam takiego zwyczaju dlatego przepytałem solidnie miejscowego chłopaka i okazało się, że jest polna droga. Kiepska bo kiepska, ale jest. Oczywiście jadę i już po chwili przypomina mi się jazda w pszenicy z Anwi, Krzarą i Bugsem w Górach Opawskich. Tu mam to samo. Wreszcie wyjeżdżam na poprzeczny szuter i docieram nim do Momajn. Potem dalej do Mołtajn z potężnym kościołem. Gdy kończy się wieś kończy się też asfalt. Zaczyna się za to 6 km trylinki. Droga wiedzie wśród uprawnych pól. Jest przeuroczo. W Asunach jest Centrum Kultury Ukraińskiej wraz z Izbą Tradycji i ciekawy kościół. Trylinka kończy się w Świętym Kamieniu 2 km dalej. W Kałkach jest ładny pałac niestety bardzo zaniedbany. Na szczęście ktoś go odbudowuje, trwają prace remontowe. Super drogą wśród szpaleru drzew jadę do Brzeźnicy. Po drodze mijam most na Kanale Mazurskim. Za Brzeźnicą znowu kilka km tralinki. Przy drodze po prawej stary cmentarzyk. W Bajorach jest informacja o śluzie. Jadę. Tam dom a na podwórku impreza. Trochę przypadkiem się na nią załapałem. Okazuje się, że mieszka tam Ukrainiec, który przesiedlony został na te tereny w ramach "Akcji Wisła" w 1947 roku. Po pół godzinie udaje mi się wykpić i wyjechać (z zapasem wody mineralnej). Wracam na asfalt i trochę szutrem, trochę asfaltem docieram do Gui. Jadę obejrzeć kolejną śluzę na Kanale Mazurskim. Tam też znajduję kwaterę. Trzeba zrobić pranie.



Ciekawe kto zostawił ten rower? © Yacek


A tędy sobie jechałem © Yacek


Czyż jazda taką dróżką nie będzie przyjemnością? © Yacek


Na wprost do granicy © Yacek


Trylinką do Świętego Kamienia © Yacek


Kościół w Sępopolu © Yacek


Ostre Bardo - cerkiew © Yacek


Do Ostrego Barda wzdłuż granicy © Yacek


Most na Kanale Mazurskim k/Brzeźnicy © Yacek


Kanał Mazurski z mostu k/Brzeźnicy © Yacek


Widoki w okolicach Sępopola © Yacek


Kanał Mazurski - Guja © Yacek




  • DST 91.59km
  • Teren 75.00km
  • Czas 05:13
  • VAVG 17.56km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Podjazdy 488m
  • Sprzęt Author Basic 2004
  • Aktywność Jazda na rowerze

Warmia, Suwalszczyzna i Mazury w 9 dni

Poniedziałek, 26 lipca 2010 · dodano: 05.08.2010 | Komentarze 6

Warmia - Suwalszczyzna - Mazury

Dzień pierwszy

I znowu pogoda spłatała mi figla. Zamiast wyruszyć w niedzielę rozpoczynam w poniedziałek. I wtedy zresztą deszcz mnie nie ominął ale o tym później. Wyruszam z Krynicy Morskiej statkiem do Fromborka. Ponieważ znam już to miasteczko robię tylko kilka fotek i wyruszam na trasę. Najpierw jadę w kierunku Braniewa ale po 2 kilometrach za mostem na Baudzie skręcam w lewo i po płytach z betonu najpierw wzdłuż Baudy, potem wałem Zalewu Wiślanego jadę do Różańca i Nowej Pasłęki. Z wału roztaczają się piękne widoki na Zalew i Mierzeję Wiślaną. Pasłękę pokonuję po "fajnym" mostku, oglądam przystań jachtową i Dom Rybaka. Stąd już tylko około 500 metrów do granicy z Rosją. Potem trochę porozmawiałem z tubylcem. Z jego informacji wynikało że do Zgody najbliżej będzie wałem więc nim właśnie jadę. Dojeżdżam do samej granicy. Przede mną tablica informacyjna i krzaki, przez które wydeptana jest solidna ścieżka na rosyjską stronę. Ja jednak skręcam w prawo i ścieżynką najpierw przez las, potem łąkę dojeżdżam na skrzyżowanie duktów koło Kolonii Rusy. Dalej już wygodniejszą szutrówką do Zgody. Tam też zaczyna się asfalt, fajny, wąziutki. Ponieważ zaczęło padać siadłem na ławeczce pod drzewami nad stawem gdzie kwitło mnóstwo grążeli i lilii wodnych. Po kilku minutach już nie pada. W Rodowie pojadłem sobie malin. Rosły przy drodze (plantacja). Do przejścia granicznego w Gronowie dojechałem krajówką (zresztą inaczej się nie dało). Ruch na szczęście minimalny choć daleko nie było. Potem do Pęciszewa. Ten odcinek aż do drogi ekspresowej był rewelacyjny. Świetny asfalt, piękne widoki. Wzdłuż ekspresówki pojechałem szutrówką na północ i pod wiaduktem do Żelaznej Góry. Tu już zaczęło nieźle lać ale co najważniejsze wreszcie był sklep. Zrobiłem zakupy, siadłem na przystanku i zajadam a tu przechodząca obok Pani proponuje mi obiad albo herbatkę. Wybieram herbatkę. Muszę przyznać że to bardzo przyjemne gdy widziana pierwszy raz w życiu osoba jest taka miła. Potem nawiązuję znajomość z miejscowymi chłopakami, którzy mówią mi o świetlicy wiejskiej z dostępem do internetu. No to po co siedzieć na przystanku., tym bardziej że do świetlicy 100 metrów. Jadę i po rozmowie z panią dyrektor mogę za darmo z internetu skorzystać. Miło. Spędziłem tam kilka godzin ale kiedy przestało padać ruszyłem dalej. Chłopcy oczywiście potowarzyszyli mi przez kilka kilometrów. Szutrówką dotarłem do Zagai. Potem asfaltem do wsi Piele, gdzie obejrzałem poniemiecki dworek i park z ciekawym aczkolwiek bardzo zaniedbanym drzewostanem. Znowu szutrem przez las dotarłem do Głębocka. Podjechałem sobie obejrzeć tamtejsze jezioro. Wreszcie Jarzeń. Trochę tam pobłądziłem i zarośniętymi kocimi łbami "tłukłem się" jakiś czas. Kiedy wyjechałem na poprzeczną, trochę lepszą dróżkę pojechałem do wsi Sagnity. Dotarłem tam ale zupełnie inaczej niż planowałem. Jechałem długo lasem. Głusza totalna ale dróżka sprawiała wrażenie wykorzystywanej, przynajmniej od czasu do czasu, więc brnąłem dalej. Wreszcie znalazłem się w Sagnitach (trochę szutru, trochę kocich łbów). Potem już asfaltem wśród pięknych widoków do wsi Augamy i Kiwajny. Tu zanocowałem w świetlicy wiejskiej. Ta, w odróżnieniu od wcześniejszej, było w katastrofalnym stanie. No ale przynajmniej miała dach. Starałem się jechać stosunkowo blisko granicy z Rosją. Jeżeli ktoś będzie chciał tak jechać to koniecznie musi pamiętać, że bardzo często brak tam sklepów i o zaopatrzenie w trakcie jazdy może być trudno. Ja przez to swoje odcierpiałem.



Znad Baudy w kierunku wzgórza katedralnego we Fromborku © Yacek


Rzeka Bauda © Yacek


Przystań jachtowa w Nowej Pasłęce © Yacek


Jedna z wielu pięknych alei, które mijałem po drodze - okolice Zgody © Yacek


Okolice Jarocina © Yacek


Dawny dworek we wsi Piele © Yacek


Siedzi sobie lama © Yacek


Nad Baudą © Yacek


Dojrzałe zboża © Yacek




  • DST 248.90km
  • Teren 30.00km
  • Czas 11:29
  • VAVG 21.67km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Podjazdy 1632m
  • Sprzęt Author Basic 2004
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Bierunia

Środa, 7 lipca 2010 · dodano: 07.07.2010 | Komentarze 8

Jakiś czas temu czytając na blogu Niradhary opis wycieczki do Bierunia, uświadomiłem sobie, że przecież wiele lat temu byłem tam w wojsku a tego miasteczka właściwie nie znam. Dlatego zainspirowany wycieczką Niradhary i Kajmana sam dzisiaj postanowiłem się tam przejechać. A właściwie to pomysł narodził się spontanicznie wczoraj około 23 - ej. Dziś rano mocno wiało, postanowiłem jednak nie rezygnować, zwłaszcza że pogoda na rower była przednia. Najpierw kręcę do Siewierza. Tu króciutka wizyta na zamku, potem Pogoria III i IV ale tylko chwilę, jeszcze opłotkami Sosnowca i przez Lędziny do Bierunia. Remonty trwają na całego ale rynek super. Zobaczyłem oczywiście to po co tam pojechałem czyli bieruńskiego Utopca a potem nad Wisłę. Fajnie się jechało choć były fragmenty gdzie rzeka w czasie powodzi zabrała drogę i wysypano ją grubym kamieniem, po którym jechało się bardzo niewygodnie. Ale co tam. Reszta to już powrót do domu. Fakt, trochę długi ten powrót wyszedł a i górek było sporo ale dla mnie zawsze ma to swój niepowtarzalny klimat.

Na rynku w Bieruniu © Yacek


Utopiec bieruński © Yacek


A to chyba bieruńska kaczuszka © Yacek


Ratusz w Bieruniu © Yacek


Kościół w Bieruniu © Yacek


Wisła - krolowa polskich rzek © Yacek


Obok Elektrowni Siersza © Yacek


Przemsza szaleje © Yacek





  • DST 142.29km
  • Teren 15.00km
  • Czas 07:20
  • VAVG 19.40km/h
  • VMAX 40.70km/h
  • Podjazdy 505m
  • Sprzęt Author Basic 2004
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dookoła Gminy Opatów

Niedziela, 27 czerwca 2010 · dodano: 29.06.2010 | Komentarze 3

W ramach Zielonego Wierzchołka Śląska

Wycieczka rozpoczyna się o 10-tej pod Urzędem Gminy w Opatowie. Wyjeżdżam więc około 8-ej z domu bo do Opatowa 50 kilometrów. Troszkę się spóźniam ale na szczęście wycieczka jedzie w moją stronę. Teraz już tempo typowo rekreacyjne tym bardziej że pogoda nastraja optymistycznie. Jadąc poznajemy interesujące zakątki jak chociażby Górę Opatowską z ciekawą roślinnością kserotermiczną czy postać Mikołaja z Wilkowiecka, który był m. in. przeorem klasztoru jasnogórskiego i autorem "Historyi o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim", która to sztuka jeszcze w XIX wieku była najczęściej grywana przez teatry ludowe. Zaglądamy też do ciekawych kamieniołomów, z których kiedyś pozyskiwano kamień wapienny i wypalano wapno. Nie obeszło się też bez poczęstunku w gospodarstwie agroturystycznym w Zwierzyńcu. Gorący kapuśniak i chleb ze smalcem zrobiły swoje. Około 17-tej wycieczka dobiega końca. Dziękuję gorąco organizatorom bo to ich zasługa że w tych wycieczkach bierze udział tak wiele osób. Teraz czeka mnie powrót do domu. Jadę z grubsza tą samą trasą, którą przyjechałem do Opatowa

Kamieniołom k/Rębielic Królewskich © Yacek


Piec do wypalania wapna © Yacek


Drewniane chaty - po lewej polska, po prawej niemiecka © Yacek


I jeszcze jedno ujęcie kamieniołomu © Yacek





  • DST 161.49km
  • Czas 09:46
  • VAVG 16.53km/h
  • VMAX 44.70km/h
  • Podjazdy 1469m
  • Sprzęt Author Basic 2004
  • Aktywność Jazda na rowerze

Polska Egzotyczna - dzień dwudziesty piąty

Wtorek, 22 czerwca 2010 · dodano: 29.06.2010 | Komentarze 4

Polska Egzotyczna - dzień dwudziesty piąty

dzień pierwszy
dzień drugi
dzień trzeci
dzień czwarty
dzień piąty
dzień szósty
dzień siódmy
dzień ósmy
dzień dziewiąty
dzień dziesiąty
dzień jedenasty
dzień dwunasty
dzień trzynasty
dzień czternasty
dzień piętnasty
dzień szesnasty
dzień siedemnasty
dzień osiemnasty
dzień dziewiętnasty
dzień dwudziesty
dzień dwudziesty pierwszy
dzień dwudziesty drugi
dzień dwudziesty trzeci
dzień dwudziesty czwarty
dzień dwudziesty piąty

Dzisiaj w odróżnieniu od dwóch poprzednich dni nie padało. Zbieram się więc dość wcześnie i jadę. Cel ambitny - dom. Przez Gdów przemykam szybko, zaraz za nim zaczynają się solidne górki. Około 9 - tej jestem w Krakowie. Postanawiam dojechać do stacji PKP Kraków Płaszów aby symbolicznie zakończyć tam wyprawę. Potem przedzieram się przez Kraków do Giebułtowa a stamtąd do Ojcowskiego Parku Narodowego. Następnie przez Sułoszową do Olkusza skąd pojechałem drogą wojewódzką do Ogrodzieńca i Zawiercia. Gdy zobaczyłem tam tablicę "Poczesna -38km" poczułem się jak w domu. W Myszkowie zjechałem na boczną drogę i przez Żarki Letnisko i wzdłuż zbiornika w Poraju dotarłem do domu.

Podsumowując:
Przejechałem łącznie 2950 kilometrów, pokonując średnio na dzień 108 km. Przewyższenie wyniosło w sumie 15340 metrów, z czego większość to oczywiście góry i Suwalszczyzna. Zobaczyłem kawał przepięknej Polski i każdemu polecam taki wypad. Pogoda dopisywała z małymi wyjątkami ale to nic takiego. Sprzęt spisywał się wyśmienicie. Zero jakichkolwiek, najdrobniejszych nawet awarii. Rower to Author Basic z oponami 1,6.




Właśnie wjeżdżam do grodu Kraka © Yacek


Pierwsza wapienna skalka na mojej dzisiejszej trasie - to już OPN © Yacek


To też OPN © Yacek


I tutaj też OPN © Yacek


I na koniec standard © Yacek




  • DST 121.42km
  • Czas 06:54
  • VAVG 17.60km/h
  • VMAX 54.30km/h
  • Podjazdy 1225m
  • Sprzęt Author Basic 2004
  • Aktywność Jazda na rowerze

Polska Egzotyczna - dzień dwudziesty czwarty

Poniedziałek, 21 czerwca 2010 · dodano: 29.06.2010 | Komentarze 1

Polska Egzotyczna - dzień dwudziesty czwarty

Obudziłem się rano i od razu poszedłem zobaczyć co z moim towarzyszem. Był. Leżał przy drzwiach. Po przygotowaniach wyjeżdżam w lekkim deszczyku około 9-tej. Piesek biegnie za mną. W Uściu Gorlickim poszedłem na komendę żeby coś z nim zrobić. Tu wielkie podziękowania należą się panu policjantowi (Pawełczykowi?) za szybkie działania, dzięki czemu spędziłem tam jedynie 1,5 godziny. Piesek został zamknięty w kojcu a ja mogłem jechać dalej. Pojechałem do Ropy. Tam miałem jechać drogą krajową ale ruch był za duży, droga wąska. Dlatego pojechałem przez Gródek. Najpierw 2 kilometry ostrego podjazdu, potem zjazd. Wyjechałem jednak na krajówkę bo inaczej się nie dało i pojechałem do Grybowa. Po drodze widoczne ślady po powodzi. Potem znowu w górę do Krużlowej. Następnie bardzo ostry podjazd do Mogilna. Zresztą cała dzisiejsza trasa jak na huśtawce. Planowałem przeprawić się promem przez Jezioro Rożnowskie. Niestety prom nie działał z tych samych powodów co wcześniej na Bugu. Dlatego Dunajec musiałem pokonać mostem co wiązało się z przejazdem kilku kilometrów drogą krajową. Jadąc nią doszedłem do wniosku, że połowa polskich kierowców to potencjalni zabójcy. Na szczęście w Tęgoborzu zwiałem na boczną drogę. Oczywiście od razu zaczęły się podjazdy. Za to w Rozdzielach trafiłem na kapitalny zjazd. Tak kapitalny że aż musiałem wracać bo się trochę zapędziłem i przegapiłem zjazd. Teraz znowu do góry ostrym i długim podjazdem ale za chwilę czekał mnie kolejny super zjazd asfaltową dróżką. Trzeba jednak uważać bo można spaść z uszkodzonej skarpy do rzeki. Po dotarciu do Trzciany zacząłem rozglądać się za noclegiem. Pojechałem jednak dalej bo dobrze się jechało - do Łapanowa. Jest tu ciekawy pomnik na rynku. Noclegów tam nie było, więc pojechałem sobie do Zagórzan. Pomyślałem że nazwa miejscowości musi mieć swoje uzasadnienie. I tak też było. Najpierw 7% podjazd, potem 8% zjazd, potem znowu 8% podjazd i wreszcie Gdów. Tu znalazłem nocleg. Jutro, mam nadzieję, będę w domu.

Cerkiew w Kwiatoniu © Yacek


Cerkiew w Kwiatoniu © Yacek


Wnętrze cerkwi w Kwiatoniu © Yacek


Zerwana kładka © Yacek


A to jej resztki © Yacek


Ciekawy kościół koło zerwanej kladki © Yacek





  • DST 102.94km
  • Czas 06:24
  • VAVG 16.08km/h
  • VMAX 53.40km/h
  • Podjazdy 1078m
  • Sprzęt Author Basic 2004
  • Aktywność Jazda na rowerze

Polska Egzotyczna - dzień dwudziesty trzeci

Niedziela, 20 czerwca 2010 · dodano: 28.06.2010 | Komentarze 2

Polska Egzotyczna - dzień dwudziesty trzeci

W Komańczy całą noc lało. Ja jednak już o 7-ej byłem gotowy do wyjazdu. Przy okazji pozdrawiam Anię i ..., których poznałem w schronisku a którzy pieszo szli głównym szlakiem beskidzkim. Około 9-tej zrobiło się lepiej. Przestało padać więc w drogę. Oczywiście od razu podjazdy, ale asfalt był przyzwoity, problemów więc nie było. No może poza jedzeniem bo znowu wczoraj nie zrobiłem zakupów i trochę w brzuchu burczało. Myślę, będzie sklep, to coś kupię. Sklep był ale dopiero po 40 kilometrach, w Tylawie. Po drodze ładne cerkwie i widoki. Z Tylawy do Mszany droga tragiczna, później było lepiej. Do wsi Polany świetny, długi zjazd. Potem Krempna, Kotań i Świątkowa Wielka. I właśnie tutaj zaczęła się moja niesamowita przygoda. Dlaczego niesamowita? Otóż zaatakował mnie śliczny owczarek niemiecki. Po chwili jednak przestał szczekać a zaczął biec obok mnie. I tak znalazłem towarzysza podróży. Po chwili asfalt się skończył a zaczęło się coś co drogi na pewno nie przypominała. Najprawdopodobniej istniała tam kiedyś brukowana droga o czym świadczyły jej pozostałości, a także piękne, stare świątki. Teraz jednak nie nadawała się nie tylko do jazdy ale nawet do pchania roweru. Piesek mnie jednak zachęca więc brnę dalej. I nagle "drogę" przecina potoczek, który do tej pory płynął z lewej. Piesek przeszedł więc i ja ściągam buty, sakwy i trzy razy pokonuję strumień. Potem się ubieram i ... po 50 metrach potok znowu wraca na lewo. Znowu się rozbieram i dalej. Potem już się nie ubierałem. Jeszcze kilka razy pokonuję potoczek. Buty leżą na sakwach choć i tak są całe mokre, podobnie skarpetki, a ja brnę na bosaka. Potok zostawiam z boku a sam pcham rower pod górę w trawie po pas. Wreszcie z ulgą dostrzegam trochę światła. Jestem na przełęczy Majdan. Tam okazuje się, że skarpety zostały gdzieś po drodze. Buty zakładam na gołe nogi i w dół szutrówką. Ale mi zimno. Zatrzymuję się więc i zakładam suche skarpety, potem ponownie zjeżdżam. Trafiam do Bartnego. Wreszcie też pojawia się asfalt. Znowu cerkwie. Nie zatrzymałem się w Bartnym na kwaterze bo było za wcześnie ale wkrótce zaczynam tego żałować. Jest mi zimno. Zakładam coś cieplejszego i jadę dalej. Dojeżdżam do Małastowa ale i tam pustki. Pnę się więc serpentynami. Na przełęczy cmentarz z I wojny światowej. Potem długo i szybko w dół. Piesek zostaje ale na dole znowu mnie dopada. Biegnie za mną już 20 kilometrów. Kwaterę znajduje niedaleko, w Gładyszowie. Napaliłem sobie w kominku i w ciepełku wszystko ładnie wysuszyłem. A piesek został na dworze.

Cerkiew we wsi Polany © Yacek


Cerkiew z Krempnej © Yacek


Mój towarzysz na przełęczy Majdan © Yacek


Cerkiew w Bartnem © Yacek


Cmentarz pierwszowojenny © Yacek


Świątek w Magurze Małastowskiej © Yacek





  • DST 97.62km
  • Czas 06:00
  • VAVG 16.27km/h
  • VMAX 49.90km/h
  • Podjazdy 1090m
  • Sprzęt Author Basic 2004
  • Aktywność Jazda na rowerze

Polska Egzotyczna - dzień dwudziesty drugi

Sobota, 19 czerwca 2010 · dodano: 28.06.2010 | Komentarze 3

Polska Egzotyczna - dzień dwudziesty drugi

Wstałem jak zwykle a za oknem ulewa. Leje jak diabli. Ja jednak pomału się pakuję licząc na to, że się przejaśni. Rzeczywiście, ale dopiero koło 10-tej. Ruszam więc na trasę, Najpierw kilka kilometrów obwodnicą bieszczadzką. Za Smolnikiem skręcam w prawo na Zatwarnicę. Asfalt dobrej jakości. Cały czas jadę wzdłuż Sanu. W Sękowcu wjeżdżam na drogę, jak pisze, zakładową. Zaczyna się tu też porządna wyrypa. Droga wyraźnie się pogarsza - luźne kamienie z resztkami asfaltu i licznymi dziurami. Sporo w górę, sporo w dół. Wreszcie dojeżdżam do punktu widokowego "Chmielowe kaskady". Super widok na naturalne progi rzeczne. Po chwili zachwytu ruszam dalej. I znowu w górę i w dół. Droga, o ile to możliwe, jeszcze się pogarsza. A dodatkowo jest ślisko. Wreszcie kolejny punkt widokowy. Nawet słoneczko się pokazało. Rozmawiam tam chwilę z turystami z Białegostoku po czym jadę dalej. Do mostu na Sanie. Po drugiej stronie kilka kilometrów pod górę w kierunku Kalnicy po,... trudno to nazwać drogą. Koła się ślizgają. Muszę prowadzić a raczej pchać pod górę. Zaczyna też padać. Próbuję jechać. Ciężko ale się daje. Leje coraz mocniej. Staję pod drzewami. Nic to nie daje więc decyduje się jechać. Jestem na szczycie. Teraz w dół w deszczu. Zaczyna też grzmieć. Robi się niebezpiecznie. Pomału i ostrożnie zjeżdżam na rozległą polanę. Byle znowu do lasu. Potem znowu podjazdy. Wreszcie dobry asfalt i Kalnica. Teraz obwodnica do Komańczy. To już będzie luz. Jeszcze w Cisnej wstąpiłem na obiad ale wkrótce poczułem się tak źle, że prawie nie mogłem jechać. Do Komańczy dojechałem chyba tylko dzięki sile woli. Nocleg w schronisku.

Nie ma jak Bieszczady © Yacek


Chmielowe Kaskady © Yacek


Chmielowe kaskady © Yacek


Widok w Bieszczadach © Yacek


I jeszcze jeden widoczek © Yacek


I jeszcze jeden widoczek © Yacek


I jeszcze jeden widoczek © Yacek





  • DST 131.78km
  • Czas 08:12
  • VAVG 16.07km/h
  • VMAX 54.30km/h
  • Podjazdy 1524m
  • Sprzęt Author Basic 2004
  • Aktywność Jazda na rowerze

Polska Egzotyczna - dzień dwudziesty pierwszy

Piątek, 18 czerwca 2010 · dodano: 28.06.2010 | Komentarze 0

Polska Egzotyczna - dzień dwudziesty pierwszy

Wstałem wcześnie (przez wrony). Jeszcze wieczorem wypytałem o kładkę i skrót na nią. Okazało się że jest jedno i drugie. Zamiast ze Stubna jechać do Nakła i dopiero stamtąd na kładkę na Sanie, pojechałem skrótem oszczędzając jakieś 4 kilometry. Fakt że droga nie najlepsza ale do kładki dotarłem i znalazłem się po drugiej stronie Sanu. Tu rozpoczął się asfalt. Najpierw równiutki, potem gorszej jakości. Był też odcinek szerokiej, dziurawej, szutrowej drogi. Za to od Wyszatyc nowiutki asfalt. Tak fajnie się jechało że przegapiłem arboretum i fort w Bolestraszycach. Jak się zorientowałem byłem już za daleko by warto było wracać. Dojechałem więc do Przemyśla. Jak ja nie lubię takich miast. Od razu czuć smród spalin. Ruch duży, wyprzedzanie na gazetę, ech ... Stare miasto jednak bardzo ciekawe, tylko że podobnie jak w Zamościu wszędzie remonty. Za to w Krasiczynie uczta dla oczu. Zamek jest wspaniały, park go otaczający także. Żal było wyjeżdżać. Teraz Bieszczady. Jak to będzie? Na początek droga krajowa. Ruch na szczęście niewielki. Wkrótce jednak i tak uciekam na boczną drogę w kierunku wsi Brylińce. Skręcam tam w szutrówkę, która wyglądała przyzwoicie. Na początku. Potem było tylko gorzej. No i cały czas w górę. Oj, dostałem w kość. Wreszcie poprzeczna droga, na której pojawiło się trochę asfaltu. Dojechałem nią do przydrożnej kapliczki z rozłożystą lipą. Tu zjadam II śniadanie. Zresztą przy takich widokach nie mogłem lepiej wybrać. Wkrótce też zaczął się dobry asfalt, którym można było pędzić na łeb, na szyję. Ja oczywiście jechałem ostrożnie. I tak dojechałem do miejscowości Makowa. Tu drogowskaz - "Arłamów 10km". Więc jadę, droga wygodna, zapomnieli jednak dodać, że te 10km to cały czas pod górę. Ze szczytu powinno być w dół. Było. Ale tylko 4 kilometry. Zresztą widoki w pewnym stopniu rekompensowały wysiłek. Jeszcze fajny zjazd do wsi Jureczkowa a potem jak to w górach, w górę i w dół do Krościenka. Za tą miejscowością miałem skręcić na Stebnik jednak tablica z napisem "droga nieremontowana" i jej (drogi) stan skutecznie mnie do tego zniechęciły. Wkrótce dojeżdżam do Ustrzyk Dolnych i odbijam na obwodnicę bieszczadzką. Po drodze oglądam kilka ciekawych cerkwi. Przed Lutowiskami jest punkt widokowy. Widoki są rzeczywiście niesamowite. Potem w dół na nocleg.

Kładka na Sanie w Nizinach © Yacek


To już w Przemyślu © Yacek


To już w Przemyślu © Yacek


I to w Przemyślu © Yacek


I to w Przemyślu © Yacek


Widok na Bieszczady © Yacek


Ładny ten San © Yacek


Zamek w Krasiczynie © Yacek


Zamek w Krasiczynie © Yacek


Zamek w Krasiczynie © Yacek


Zamek w Krasiczynie © Yacek


Zamek w Krasiczynie © Yacek


Zamek w Krasiczynie © Yacek


Widok na Bieszczady © Yacek


Z punktu widokowego w Lutowiskach © Yacek